Co kieruje młodymi ludźmi w
wyborze medycyny jako swojej ścieżki edukacji i późniejszej pracy? Wydawać by
się mogło, że jest to pytanie retoryczne i dość jednoznaczne. Jednak często
oszukujemy siebie i uciekamy do mitów. Zdarza się też, że w trakcie studiów
nasza motywacja się zmienia, ponieważ wraz z
prądem życia – ulegamy zmianom. Czy „powołanie” definiuje to, jakim
zostaniesz lekarzem? Bynajmniej.
Pamiętam swój czas liceum, matury
i początku studiów. To ten magiczny okres, w którym wyobrażasz sobie, że
będziesz kolejnym Dr Housem, cała rodzina jest z ciebie dumna. Osiągnąłeś
sukces, ponieważ dostałeś się na wymarzony kierunek studiów. Oczami wyobraźni
widzisz siebie za kilka lat, leczącego trudne przypadki, znajdującego lekarstwa
na dotychczas nieuleczalne choroby. Myślisz, że jesteś wyjątkowy. Mimo
wszystko, statystyka jest dość miażdżąca – w roku akademickim 2019/2020 liczba
miejsc na kierunku lekarskim na studiach jednolitych magisterskich w Polsce wzrosła
do 8158 miejsc. Co to oznacza? Nie jesteś jedyny. Halo, zejdź na ziemię.
Na pierwszych zajęciach z
anatomii jeden z prowadzących powiedział nam, że „kierunek lekarski nie jest
dla geniuszy, ale dla osób pracowitych i cierpliwych”. W tamtym momencie
wydawało mi się, że to zdanie zostało wypowiedziane tylko po to, aby nas
[studentów] postraszyć. Teraz, będąc na 4. roku studiów medycznych widzę jak
bardzo to zdanie było prawdziwe. Bo tak naprawdę jest. Najwięcej zyskują studenci
odznaczający się cierpliwością, wytrwałością i pracowitością, a przy tym –
skromnością. Te osoby, które pozostały sobą i nie zatraciły swojej tożsamości.
Nikt przed studiami tego nie mówi (a jeśli nawet - to bardzo niewiele osób), że
medycyna w dużej mierze wymaga determinacji i psychicznej siły. Ale nie tylko
takiej, aby pracować z ludzkim ciałem, ze zwłokami, czy człowiekiem w jego
najcięższych momentach – trzeba tutaj ogromnej siły mentalnej do walki z samym
sobą. Do walki z własnymi słabościami, lenistwem, brakiem koncentracji, małą
ilością czasu. Często nie ma miejsca na chorowanie, na problemy osobiste, a
sprawy prywatne trzeba zostawić na później. Wciąż rzucane są wyzwania, które
musisz podjąć i zwyciężyć. O ile sprawia ci to frajdę i czujesz się jak ryba w
wodzie – jest w porządku. Ale ilość wyzwań na medycynie może cię przytłoczyć.
Mnie raz mocno przytłoczyła. Wtedy nie należy bać się poprosić o pomoc, pójść
do psychologa. Takie momenty mogą zdarzyć się każdemu i nie świadczą o tym, że
jesteś słabszy, czy gorszy.
Spiralę geniuszu i wyjątkowości studentów
medycyny nakręcają bardzo często oni sami. Ciężko wyrzucić mi z pamięci rozmowy
moich nowo poznanych znajomych z poprzedniej grupy dziekańskiej. Postanowiliśmy
wyjść na zapoznawcze piwo w dniu immatrykulacji. Atmosfera była dość gęsta,
każdy czuł się nieswojo, a na tapecie był oczywiście powód wybrania tego, a nie
innego kierunku studiów. Większość wymieniała chęć pomagania innym. Padły też
słowa: „gardzę osobami, kóre przyszły tu bez powołania”. Czułam w tamtej chwili
skręt w żołądku i mogę się założyć, że nie byłam jedyna. Swoją drogą, nadal po
kilku latach studiowania nie wiem czym jest to mistyczne „powołanie”, które
ponoć definiuje jakim lekarzem będziesz w przyszłości. Wiele osób rzuca tę
wydmuszkę w tłum wiedząc, że będzie dobrze brzmiała i zbuduje pozytywny
wizerunek. Przy tym nie trzeba mówić za dużo, ani się tłumaczyć, a w dodatku –
kreuje się siebie na kogoś lepszego od innych, ponieważ nie jest się tutaj z
pobudek przyziemnych, ale wzniosłych. Jakbyśmy to nie my wybrali ten kierunek,
ale ktoś wybrał nas. Pomaganie ludziom, altruizm - ładnie to brzmi. Fajnie
rzucić takim hasłem przed znajomymi, z którymi wciąż rywalizujemy o lans w
życiu czy w mediach społecznościowych. Ale czy to jest szczere? Tych szczerych osób
jest, myślę, garstka.
Motywacji, które pchają ludzi na
medycynę jest mnóstwo. Presja rodziny
(często nieuświadomiona lub uświadomiona dopiero po czasie), ambicje i chęć
spełniania się, lekarz w rodzinie, status społeczny, leczenie własnych
kompleksów, a często – zwyczajna chęć robienia czegoś sensownego dla innych,
czegoś ciekawego. Czasem w dzieciństwie chorujemy, dużo czasu spędzamy w
szpitalu i wybranie medycyny jako ścieżki kariery zawodowej wydaje się z czasem
naturalne. Wiele osób wybiera ten kierunek z uwagi na stabilną możliwość
znalezienia pracy lub po prostu – bo nie miało innego pomysłu na siebie. Czy
jakakolwiek motywacja jest lepsza bądź gorsza? W moim odczuciu nie. Myślę, że
musi być ona przede wszystkim na tyle silna, aby pozwoliła nam dotrwać do końca studiów, a przy
tym nie doświadczyć wypalenia zawodowego jeszcze przed ich skończeniem. Tylko o
takich motywacjach często już mówić nie wypada, bo nie brzmią za ładnie lub po
prostu - zbyt pospolicie.
Na początku studiów lekarskich
wiele osób deklaruje, iż jest w stanie poświęcić wszystko dla wymarzonej pracy,
czy po to, aby osiągnąć sukces. Kiedy zapytasz pierwszoroczniaka jaką
specjalizację chciałby uprawiać w przyszłości – większość odpowie, że zabiegową,
najlepiej coś pokroju neurochirurgii lub kardiochirurgii. Start w medyczny
świat wydaje się prosty, wręcz banalny, ponieważ jesteśmy zachłyśnięci sukcesem
– matura zdana na naprawdę wysokim poziomie, dostanie się na kierunek, o którym
marzy wiele osób. Jesteśmy gotowi iść za ciosem. Schodzimy na ziemię, kiedy
zauważamy, że koledzy z roku są równie zdolni i pracowici jak my (a czasem
nawet bardziej). Oprócz całej medycznej przygody – wyprowadzamy się z domu
rodzinnego i zaczynamy również studenckie życie na własną rękę, co wiąże się z
zawieraniem przyjaźni, związków. Wchodzimy w dorosłość, a więc – dojrzewamy.
Dojrzewanie oraz doświadczenie bardzo często uświadamiają nam, że nie chcemy
spędzić całego życia na sali operacyjnej czy w przychodni – chcemy kiedyś
założyć rodzinę, żyć własnym życiem. Po czasie dostrzegamy, że chcemy stabilnej
pracy, która będzie nas ciekawić i dawać nam satysfakcję, ale przy okazji – nie
zabierze nam całego wolnego czasu. Owszem, część z nas zostanie przy pierwotnym
pomyśle na siebie, ale raczej będzie to malutkie wąskie grono.
Czy powód, dla którego wybrałeś
medycynę definiuje jakim będziesz lekarzem? Myślę, że nie. Z moich kilkuletnich
obserwacji wynika, że to jaki masz stosunek do pacjenta wynika z tego jak
traktujesz ludzi, czy odnosisz się do nich z szacunkiem i empatią nie tylko w
szpitalu, ale na co dzień. Jeśli tylko masz okazje rozwijać swoje zdolności
interpersonalne poprzez warsztaty, dodatkową pracę czy hobby – rozwijaj je i
czerp jak najwięcej wiedzy z doświadczenia. Miej gdzieś z tyłu głowy myśl, że im bardziej
gloryfikujemy studia medyczne oraz pracę lekarza, tym bardziej oddalamy się od
pacjentów. Od ludzi w ogóle.